wtorek, 25 czerwca 2013

1.

     Siedzę sobie w tym syfie, który raczy nazywać się moim pokojem. Nie dbam o jego wygląd, bo po co? Za kilka dni mnie tu nie będzie. Nigdy nie mieszkamy w jednym miejscu dłużej niż dwa miesiące.
    Czytam moją jedyną książkę. Dzięki niej mogę oderwać się od tego nędznego życia. Jestem jak ptak w klatce. Dają mi żarcie, wszystko co potrzebne. Wylatuję tylko w  tedy, gdy ktoś mi ją otworzy. Jednak po dziesięciu latach można się do tego przyzwyczaić.
    Rzucam książkę na stos starych gazet i opakowań po jedzeniu. Jestem ubrana tylko w bieliznę, więc wkładam na siebie bluzę po jakimś chłopaku. Chyba Jacku, nie pamiętam. Odszedł od nas pół roku temu. Pobiłam się o nią z jakąś dziewczyną, która także nas opuściła. Podejrzewam, że zdradziła, a nasi ją zakopali, udusili? Nie wiem, co im wtedy chodziło po głowie.
Idę przez pokój, kawałki szkła po butelkach od piwa i coli ranią mi stopy, lecz już dawno przyzwyczaiłam się do bólu. Pcham drewniane drzwi, które ledwo trzymają się w zawiasach. Skrzypią przeraźliwie.
    Idę korytarzem, w którym panuje gorszy chlew niż u mnie. Niegdyś piękne obrazy, wiszące na ścianach, teraz brudne, zniszczone leżą na ziemi pod warstwą kurzu. Stare butelki, wypalone papierosy, niezapłacone rachunki oraz stos śmierdzących skarpet w rogu. Mnóstwo graffiti na ścianach, a pośrodku tego wielki napis 'witamy w piekle' zrobiony dwa tygodnie temu, przeze mnie i Rafaela.
    Nasz dom był spory. Siedem pokoi, po jednym dla każdego, plus izolatka, gdyby ktoś się źle zachował. Ostatnio przesiedziałam tam tydzień z Rafą.
    Wchodzę do salonu, gdzie mój wujek pali fajkę i ogląda wiadomości. To taka jego codzienna rutyna. Stara się wychwycić podtekst, który świadczyłby, że nas namierzyli i musimy wiać. Jak dotąd, nigdy nic takiego się nie zdarzyło.
    Wujek ma około czterdziestki i przypomina Hugh Jackmana z zarostem. Według mnie, dużo lepiej wygląda, gdy się ogoli. Zawsze siedzi w garniturze lub jeansach i białej koszuli.
    Siadam na fotelu obok i biorę papierosa. Palę od dwóch lat. Tutaj nikomu to nie przeszkadza.
 - Witaj Nero – mówi do mnie wujek.
 - Dzień dobry – odpowiadam i odpalam papierosa, zaciągam się i powoli wydmuchuję dym.
    Siedzimy tak, w milczeniu. Wsłuchuję się w wskazówki zegara. Czas mija, a ja stoję w
miejscu, przywiązana do łańcuchów obietnicy, którą kiedyś złożył wujkowi mój tata.
 - Wyjeżdżamy za dwa dni – mówi w końcu.
 - Kto tym razem? - pytam i nachylam się jego kierunku.
 - Elizabeth Brown – odpowiada i rzuca papiery w moim kierunku.
    Elizabeth Annabell Katherine Brown. Co ci bogacze mają z tymi imionami? Lizzy ma trzynaście lat, białe włosy, duże zielone oczy. Jest chudziutka i śliczna. Mieszka w Nortwich.
 - Ładniutka – słyszę głos Rafaela przy moim uchu.
 - Nie podniecaj się – mówię. - Nortwich? Tam jeszcze nie byliśmy -  zwracam się do wujka.
 - To dobrze. Nikt nas nie zna – odpowiada. - Gdzie reszta? - patrzy na Rafaela.
 - Rebecca i Josh się pieprzą, Anna się masturbuje, a twój wspólnik Michael poszedł na dziwki
- oboje wybuchamy śmiechem.
 - Chcesz spędzić kolejny tydzień w izolatce smarkaczu? - denerwuje się wujek. Czuję, że
Rafael się spiął.
 - Josh i Rebecca jeszcze śpią, Anne wysłałeś po zakupy, a Michael załatwia nam dom w
Nortwich – odpowiada grzecznie i zajmuje fotel koło mnie. Zabiera mi resztkę papierosa z ust i jednym zaciągnięciem wypala go do końca.
 - Jeszcze jeden taki wybryk! - wujek grozi mu palcem.
 - Wybacz szefie – Rafael podnosi ręce na znak poddania.
 - Są jakiejś szczegółowe informacje o tej Brwon? - pytam.
 - Jej rodzice mają willę na skraju miasta. Matka jest burmistrzem, a ojciec prowadzi biznes.
 - Kto pójdzie? - odzywa się Rafael. Spogląda na mnie. Nie mieliśmy zadania od pół roku. To
trochę nas dołuje.
 - Wasza dwójka – wzdycha wujek. - Jeśli coś spieprzycie to nie ręczę za siebie – kręci głową i
odpala kolejną fajkę.
 - Damy radę – Rafa klepie mnie po kolanie. Burczy mi w brzuchu.
 - Głodna jestem – wstaję i idę w kierunku kuchni.
     Rafael kroczy za mną. Jak zwykle jest ubrany jedynie w jeansy. Ma idealnie wyrzeźbione
ciało oraz niecałe dwa metry wysokości. Wyglądam przy nim jak krasnal z moim metr siedemdziesiąt. Rafa ma brązowe rozczochrane włosy i niebieskie oczy, w których można utonąć. Mógłby być modelem lub aktorem, a wylądował tutaj.
     Kuchnia jest spora i tylko tu panuje porządek. Każdy z nas, po kolei, ma warty w kuchni. Sprzątanie i zmywanie naczyń. To jest naszym jedynym obowiązkiem.
     Biorę chleb i smaruję go nutellą.
 - Chcesz? - pytam Rafaela. Ten łapie mnie w pasie. Odgarnia moje długie, czarne włosy i
przykłada usta do mojego ucha.
 - Bardzo chętnie – szepcze. Wędruje ustami po mojej szyi. - Wiesz, w sumie moglibyśmy
posiedzieć w tej izolatce kolejny tydzień – mówi, a jego ręce wędrują na moje biodra. - Skąd masz tą bluzę?
 - To po tym chłopaku, Jacku? - wzruszam ramionami.
 - Dużo lepiej ci bez niej – odwraca mnie w swoją stronę i namiętnie całuje w usta.
 - Nie tutaj – kręcę głową i odsuwam się od niego. - Wywalą nas.
    Jesteśmy ze sobą od roku. Poznaliśmy się dwa lata temu, gdy do nas dołączył, miałam
wtedy szesnaście lat. Rafael jest rok starszy. Nie wiedzieliśmy, czy pozwolą nam na związek, więc się ukrywamy. Nie wiem co by się stało, gdyby wujek się o nas dowiedział.
 - Racja – przytakuje. - Przyjdę dziś do ciebie – szepce mi do ucha. - W nocy – cala drżę.
Rafael całuje mnie w policzek.
 - Zamknę drzwi na klucz  - droczę się.
 - Ale za mną w środku – delikatnie chwyta moją twarz w dłonie i przyciąga do siebie całując
czule i szybko.
 - Kocham cię – mówimy jednocześnie.
    Słyszymy trzask drzwi wejściowych i natychmiast odskakujemy od siebie.
 - Niech ktoś pomoże! - woła Anna.
 - Idź Strongmanie – kiwam głową w kierunku wyjścia.
    Rafael całuje mnie w policzek i znika. Podchodzę do drzwi z kanapką w ręku i przyglądam
się biednej Annie z wielką ilością zakupów.
    Jest drobniutka osóbką. Ma piętnaście lat. Dwa lata temu znalazła się tutaj. Nie wiem w jakich okolicznościach mój wujek ją znalazł. Bez przeszkód opowiada o swoim dawnym życiu. Ojciec pił i bił ją, a matka była dziwką. Jednak współczuję jej, że się wplątała w to całe gówno.
 - Wyjeżdżamy za dwa dni – mówię. - Wątpię, że tyle jedzenia będzie nam potrzebne –
uśmiecham się do Anny.
 - Powiedz to Joshowi, on żre cały czas – wzdycha. Obie cicho się śmiejemy.
 - Ktoś mówił coś o jedzeniu? - o wilku mowa.
 - Najedz się, za dwa dni nas tutaj nie będzie – Rafa rzuca w jego kierunku reklamówkę. Josh
zręcznie ją łapie. Różni się od nas. Tak samo jak Rebecca. Oboje się malują, chociaż dziewczyna intensywniej. Mają tunele w uszach i specyficzne fryzury. Nie mniej jednak, to do nich pasuje. Oboje są skryci, ufają tylko sobie nawzajem. Sądzę, że mają się ku sobie. Jednak tego nie okazują.
 - Dokąd tym razem? - pyta wyjmując dwa jabłka.
 - Nortwich. Zamieszkuje je śliczna arystokratka – odpowiadam. - Idę ja i Rafa.
 - Doczekaliście się – kiwa głową Josh i wgryza się w jabłko.
    Anna i Rafael niosą zakupy do kuchni. Rozpakowujemy wszystko i układamy w szafkach.
Możemy jeść tylko zdrową żywność. Jedynie nutellę wynegocjowałam jakiś czas temu.
 Do kuchni wchodzi mój wujek. Wszyscy sztywnieją w jednej chwili.
 - Rafael i Nero do mnie – wskazuje na nas ręką i rusza do swojego pokoju.
    Idziemy za nim, mając nadzieję, ze tylko po to, by przekazał nam jakieś istotne informacje
na temat naszej nadchodzącej misji.
    Wchodzimy do pomieszczenia w którym jestem pierwszy raz. Panuje tu względny porządek. Nie sądziłam wcześniej, że wujek czyta tyle książek. Cała ściana jest nimi zapełniona. W pokoju panuje półmrok. Jedynie światło zachodzącego słońca przebija się przez firanki i oświetla stary, zakurzony dywan.
    Wujek siada na bujanym krześle i daje nam znak, byśmy zajęli jego łóżko.
 - Przejęcie Elizabeth nie będzie takie proste – mówi. - Dom jest silnie strzeżony. Jedyną
możliwością jej przechwycenia jest szkoła. Podacie się za studentów. Damy wam odpowiednie papiery, ucharakteryzujemy was – wujek odpala papierosa. - Wszystko jasne?
 - W którym momencie mamy ją przechwycić? - pyta Rafa
 - W czwartek po zajęciach. Jej rodzice w ten dzień wracają późno w nocy. Będziemy mieć
wystarczająco czasu, by ulotnić się z miasta.
 - Dostaniemy broń? - zwracam się do wujka. Patrzy na mnie z politowaniem.
 - Naturalnie – przytakuje i zaciąga się. - To będzie jedna z najtrudniejszych misji. Mam
nadzieję, ze zdajecie sobie z tego sprawę? - przeszywa nas wzrokiem.
 - Oczywiście – Rafael kiwa głową.
 - Możecie odejść – wujek wstaje, gasi papierosa i odprowadza za drzwi.